Daj co mi się należy bo po to tu bywam
Nie ma nic, nic kurwa nie spływa
Jak wyjadę swą ścierką rano
On sunie przez miasto Nissanem Terrano
I znowu usłyszę "nędza na rynku"
Sekretarz to wampir w spoczynku
Mój wydawca jest złodziejem... (Kazik)
Nie bez powodu ten tekst zyskał na popularności w kraju. Polacy to bardzo zdolny naród. I zakompleksiony niestety. Dziadkowie na wojnie nauczyli się, aby dzielić się znajbliższymi ale nie chwalić nikomu. Parę lat póżniej Kaczmar miał zupełnie nie zmienione przesłanie: (...) lecz to sąsiad, brat - to brat. Jak świat światem do ostrożnych zwykł należeć (...). Nie wypadało się chwalić czymkolwiek, wychodzić przed szereg. Ba, jak ktoś się wyłamał, znaczy "współpracował", kombinował- źle bardzo. I w takich warunkach wyrosło pokolenie, które drzemie przed wybuchem.
Polska, kuźnia magistrów, licencjatów, wykształciuchów (tak tak), kraj gdzie przeciętny magister pisze nudną, nikomu nie potrzebną, paruset stronnicową pracę magisterską w tydzień, często na narzucony z góry temat. W tym samym kraju, ci sami ludzie nie mają już siły, odwagi opublikować czegoś, związanego z własną pasją, wartościowego dla innych. Dziwne co?
Rozwój Internetu spowodował, że kłębiom się w nas idee, pomysły, wiedza, interpretacje. Nawet jeśli nie "absolutnie słuszne" to warte wystawienia na konfrontacje, na dyskusje, warte podzielenia się nimi z innymi. I co wtedy? Wtedy budzi się w nas siła zdolna do stworzenia własnej książki, ale dlaczego nie powstaje?
Mój wydawca jest złodziejem...
Mamy (według mnie) słuszny strach przed dzieleniem się własną pracą z innymi. Ile osób czytających ten tekst, nie ma na urządzeniu nielegalnych mp3? hmm? A przecież wydawca to człowiek taki jak my. Musi jeść, karmić rodzinę i chce jeździć do sklepu lepszym autem niż ma. No ale skoro nie wydawca to co?
Po pierwsze chwal się!
Bycie autorem to jest coś! Każdy może nim zostać, ale niewielu zostaje! Pozytywna zazdrość znajomych zmotywuje Cię w chwili kryzysu, w te leniwe dni kiedy word przegrywa z facebook i pinterest.
Po drugie napisz!
Nie dziel skóry na niedźwiedziu. Napisz, zrób korektę, daj komuś do przeczytania, znów korekta. Wymuskaj to w wordzie. Zrób z tego PDF. Kiedy masz już konkret w ręce możesz działać dalej.
ISBN. International Standard Book Number. Bariera do przejścia!
ISBN to wymóg dla każdej książki, która ma być sprzedawana. Innymi słowy: jak pracujesz w urzędzie i drukujesz broszury aby pracownicy myli ręce, albo książki z instrukcjami do wypełniania formularzy i je rozdajesz- ISBN mieć nie musisz. Jeśli jednak publikację chcesz sprzedawać- ISBN musi być.
ISBN jest też dobrze widziany "w branży". Pani w księgarni kupując (częściej biorąc w komis), Twoją książkę zapisze sobie ISBN w komputerze. Zobaczy, że nie jesteś "chłystkiem z podwórka", ale osobą która uznaje procedury i wymogi świata księgarskiego.
ISBN dostaniesz ZA DARMO, wypełniając wniosek dostępny na stronie Biblioteki Narodowej. Rejestrujesz się tam jako wydawnictwo, określasz swój profil tematyczny (wybierając stosowne pola) i wysyłasz glejt na adres. Po upływie czasu dostajesz (np pocztą E-mail) pulę 10 numerów ISBN.
Pamiętaj: Jedna publikacja, jeden numer. Robisz drugie wydanie bierzesz kolejny numer. Za każdym razem piszesz do Biblioteki Narodowej o kolejnym wykorzystanym numerze.
PDF. Najtaniej ale nie zawsze najlepiej.
Wypuścić PDF do Internetu dziś to nie przymierzając: jak splunąć. No ale jak to zrobić aby czytelnicy zauważyli ten dokument, a może nawet docenili? Zabezpiecz PDF przed kopiowaniem. Zdolny gimbus i tak wszystko obejdzie- nie czaruj się że tak nie będzie. Chodzi aby utrudnić nieco proceder. Paradoksalnie Google, z którego sfrustrowani swoją nieudolnością urzędnicy w Brukseli robią złodzieja praw autorskich, daje ciekawe narzędzia dla "self publisherów". Książki google to taka wielka biblioteka. Możesz tam udostępnić np 1/3 książki i zachęcić do zakupu całej. Google play- chyba już wszystkim znany sklep, w którym możesz sprzedawać swoją książkę. Prowizja blisko 50% wydaje się Tobie duża? A jak myślisz, ile prowizji zgarnia Empik? hmmm 5%? Myślałby kto! Google play daje Tobie możliwość sprzedawania powszechnie i łatwo, a zakupione w Google play książki są zabezpieczone przed kopiowaniem na Androidzie.
Książka- zwieńczenie wysiłku.
Druk cyfrowy umożliwia wydrukowanie książki praktycznie w pojedyńczych egzemplarzach. Z plikiem PDF, z grafiką okładki możesz się zgłosić do dowolnej drukarnii z zapytaniem o koszt wydruku. Większość drukarń, które ogarniają plakaty, ulotki, broszury, dadzą radę z Twoją książką. Wybierasz tę, co ma najlepsze wykonanie a nie najtańszą. Pierwszą książkę wydaje się tylko raz. Celebruj to!
Przekalkuluj różne formaty, sposoby składania książki, nakład, okładkę, porównuj oferty drukarnii. Nie spiesz się z tym. Twoja pierwsza książka ma cieszyć długie lata!
Druk offset. Na start to kosztowny temat. Składanie tekstu, wszystkie prace przygotowawcze kosztują. Rekompensuje się to w koszcie jednostkowym książki. Przy nakładzie np 1000 sztuk, książka może być przeszło połowę tańsza niż drukowana cyfrowo. To super rozwiązanie jeśli wznawiasz druk. Wiesz wtedy, że pierwsza książka się opłaciła/ zwróciła i chcesz rozwijać publikację. Na początku zagracisz sobie dom masą książek, ale sprzedasz je z większym zyskiem.
Wydawca. Czy serio takie zło?
Początkujący, autor na pewno jest narażony na "nabicie w butelkę". Zawsze warto pierwsze kroki stawiać samemu. Współpracę wtedy nawiązujesz jako partner, a nie holowany wózek. Weź umowę współpracy do domu, przeczytaj ją zanim podpiszesz. Przeczytaj parę razy. Jeśli masz już jakieś własne publikacje, wydawca poda Tobie lepsze warunki- bo wie, że i bez niego sobie poradzisz. Ot zaleta niezależności. Ty nawiązując współpracę też juz wiesz w czym była trudność pracując solo i wiesz czego od wydawcy oczekiwać.
Nie bój się pytać. Im więcej się wypytasz, tym mniej potem zdziwisz!