Jakie buty w Bieszczady?
Piszę ten tekst, bo niedawno kapnąłem się, że do wywodu na temat butów w Bieszczady byłem prowokowany zbyt wiele razy. Na znalezienie swoich idealnych butów potrzebowałem z górką dziesięciu lat. To były poszukiwania pełne krwii, łez i wielu dziwacznych przygód. Podzielę się tu swoimi doświadczeniami, bo nie chcę aby inni powielali te same błędy.
Mocne buty do wszystkiego ale czy w Bieszczady?
Buty na wyposażeniu dawniej WOP, Straży Granicznej, nie idealne, ale tanie i dają rade
Wszystko zaczęło się od „desantów”. Te papcie wytargane z produkcji dla wojska są nadal jedną z najtańszych opcji dla wędrowca. Desanty to buty typowo skórzane, na solidnej podeszwie. Mam jeszcze pod łóżkiem w skrzyni swoje desanty. Z sentymentu. Nie udało mi się ich zarżnąć. Jak każde typowo skórzane buty trzeba na początku dobrze rozchodzić. U mnie ten proces przyszedł bardzo szybko, bo w zethape się więcej chodzi niż siedzi. Tam też nauczono mnie, że aby buty służyły, trzeba o nie dbać. Dziś to ważna i nie dla wszystkich oczywista informacja. Niestety, jeśli drużynowy ma pierdolca na punkcie wyglądu zespołu- przekładało się to i na buty. Większy nacisk był na połysk czarnych skórzanych butów, niż na ich faktyczną konserwację. W efekcie, z zewnątrz skóra się dość mocno sfatygowała, bo but był pastowany a nie woskowany. Upierdliwością tamtego czasu było zakładanie tych butów. Nigdzie nie podpatrzyłem „alternatywnych” rozwiązań i bezrefleksyjnie używałem bawełnianych sznurowadeł.
Kiedy zaczynałem przygodę z Bieszczadami, okazało się że poczciwe desanty nie nadają się na aż takie obciążenia dziennych wędrówek. To był czas, kiedy na naszym rodzimym rynku zaczęły rozpychać się firmy takie jak Salomon. No i kupiłem Salomony. Zwykły zamszowy papeć. Kosztowały wtedy majątek, no ale wiedziałem dobrze, ze nie kupuję butów po to aby leżały w szafie. Mistrz ceremonii z zethapu od razu mnie znienawidził, bo papcie niby nieregulaminowe- choć było to bzdurą i wszyscy to wiedzieli. Po prostu odstawały wyglądem od reszty ekipy. No ale wygoda wzięła górę. Buty służyły tak długo, aż zimą nie pojechałem w Bieszczady. Salomony były czymś absolutnie nowym dla mnie. Nie wiedziałem jak konserwować te papcie z dziwacznej skóry i z siateczki rodem z butów biegowych. Pierwszego dnia buty przemokły i suszone były przy piecu. To co się z nimi stało wprawiło mnie w czarną rozpacz. No ale uznanie dla wygody pozostało. Desanty były już w użyciu wyłącznie do zadań specjalnych jak np. praca w stajni.
Wygodny bubel. Patrz, płać i płacz.
Buty w Bieszczady na raz
Kolejny but, Chiruca, był już całkiem udany. Też niestety zamszowy, ale skóra już miała względnie niewiele przeszyć. Skóra cholewy była dość cienka. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że największą zaletą tych butów była podeszwa. Chodziłem w tych butach po górach, po mieście, wszędzie, zawsze i ochoczo. To był udany model. No ale producent chyba się kapnął, że użytkownicy tego modelu nie kupują zbyt często butów i dobry model zastąpiono serią bubli. Zachwycony opisanym modelem pozostałem wierny producentowi- zbyt długo. Później kupiłem dwukrotnie model gredos. Elegancki skórzany but z gore tex. Raz papcie się rozleciały, ale wmówiono mi że to serio dobry model no i kupiłem drugi raz takie same. Okazało się to porażką, bo model co prawda wygodny i w ogóle super, ale nie był w ogóle trwały. Gdzieś w „międzyczasie” zacząłem doświadczać membrany Gore tex. Cieszyło mnie że zimą but nie przemaka (tzn pierwszej zimy), a latem spocona stopa jakoś nie martwiła. Po zarżnięciu gredosów, zrażony także do sprzedawców (no bo w sumie mnie oszukał namawiając do ponownego zakupu tych samych papci), poszedłem do konkurencji.
Zmieniłem sprzedawcę, producenta ale nie zmieniłem technologii ani myślenia. Kupiłem jakiś tam model trezety. Jedne z pierwszych na rynku butów z gumowym otokiem. No i stało się. Po pół roku otok zaczął się odklejać od cholewy- czego reklamacja nie uwzględniała. W tamtym czasie poznałem w Bieszczadach gościa, który polecał mi całkiem skórzane buty. Korespondowałem z nim długo wcześniej a jak poznałem osobiście, przekonałem się, ze jest przeogromną kopalnią wiedzy o turystyce. Twarz wysmagana mrozem i wiatrem, sposób zachowania wskazywał, że gość cały swój wolny czas spędza poza betonem. Tenże człowiek polecił mi buty nazwane Polskie Himalaje. To było już po którymś tam piwie, więc nic więcej ponad zachwyty nie zapamiętałem. Równo tydzień przed upływem gwarancji, na wycieczce w Bieszczady moje trezety rozpadły się. Rozkleiły, puściły szwy i parę nitów. W sklepie sprzedawca nie uwierzył, że zgłaszam reklamację natychmiast po zauważeniu wad. No ale reklamacje przyjął- musiał. Na moje szczęście o moich flepach zapomniano i po paru tygodniach przyszedłem do sklepu po odbiór kasy. I znów miałem farta- bo byłem w weekend i w sklepie było tłoczno. Sprzedawczyk nie chciał robić zamieszania wśród klientów i kasę grzecznie choć nie od razu oddał.
Idealny but w Bieszczady
Hanwag Youkon
Buty na lata. Niezawodny towarzysz bieszczadzkiej wędrówki
Postanowiłem pójść za radą znajomego i kupić buty skórzane. Postanowiłem do kasy ze zwrotu gotówki dołożyć tyle ile bym wydał na nowe, no i uzbierała się solidna pula na ręcznie robione skórzane buty. W sklepie udało się wynegocjować bardzo fajną cenę i poszło…. Hanwag Youkon, i tak zostało do dziś. Już 8 rok z czego parę lat ciurałem je jako przewodnik po Bieszczadach.
Dziś doradzając buty w Bieszczady ostrzegam przed paroma kwestiami.
- But skórzany rozchodzi się nieco dłużej niż goretexowy. U mnie zajęło to 2 miesiące.
- But nie dba o siebie sam. Trzeba dbać o buty, woskować je, czyścić. Gdy czasem się coś zadzieje, trzeba iść do szewca- ale szewca, a nie wymieniacza fleków.
- Skóra zaniedbana pęka. Nawet latem, jeśli chcesz mieć większą możliwość odprowadzenia potu przez cholewę, trzeba utrzymywać skórę natłuszczoną.
- Skóra buta pracuje. Wilgotna się rozciąga a sucha kurczy. Aby buty pasowały na stopę, musisz ich używać częściej niż raz w roku na urlopie.
Jak dbać o buty w Bieszczady?
Jak dbasz- tak masz
Konserwacja butów jest niezwykle ważna dla ich żywotności i po prawdzie lubię to robić. Wiem że przekłada się to na żywotność butów ale też najnormalniej w świecie uspokaja mnie to.
Co prawda każdy sprzedawca powie, że nowe buty są gotowe do drogi, ale chwilę później przy kasie będzie proponować wosk i impregnat. Polecam wosk.
Woskowanie butów przed wyjazdem w Bieszczady.
Przygotowanie butów w Bieszczady.
Moje metody konserwacji butów przejąłem od ludzi którzy swoje wzorce czerpali z partyzantki chyba- grunt że działają. Do woskowania, kupuję dwa rodzaje wosków- jeden na zewnątrz cholewy, drugi delikatniejszy- do wewnątrz. Najpierw trzeba wyciągnąć sznurowadła, później wyczyścić cholewę tak aby nie było tam brudu (piachu).
Konserwacja cholewy na bieszczadzkie błoto.
Suche buty rozgrzewam nad palnikiem gazowym i nakładam wosk na skórę. Wosk wsiąka w gorący but jak masło w grzankę. W praktyce na nowe lub przesuszone buty wchodzi półtorej puszki wosku. Czynność tę wykonuję tak długo, jak długo wosk wsiąka w skórę. W miarę postępu prac, cholewa jest co raz bardziej gorąca. Na koniec smaruję wnętrze cholewy delikatniejszym woskiem.
Konserwacja sznurowadeł na bieszczadzkie deszcze i mrozy.
Upapranymi od wosku smaruję sznurowadła- zabezpieczam je w ten sposób przed namakaniem oraz zamarzaniem zimą. Kiedyś próbowałem rozwiązać zamarznięte sznurowadła zdrętwiałymi z zimna palcami. Warto unikać takich sytuacji. W praktyce, na sznurowadła najlepiej nadają się linki 3-4mm ze sklepów alpinistycznych. Trudno nasiąkają i mają zwięzłą strukturę, przez co łatwo naciągają się przez przelotki i nie trzeba starannie regulować- gdzie jak mają być naciągnięte.
Dzień po. But wygląda źle, ale jest w dobrej kondycji i gotwowy na bieszczadzką przygodę
Następnego dnia, kiedy but wystygnie, skóra się ściągnie, nadmiar wosku zostaje wytrącany ze skóry. Ścieram wosk z cholewy i zakładam sznurowadła. But gotowy do drogi.
Konserwacja obuwia zależnie od pory roku.
Zimą, w obawie przed roztopami, zakładam na cholewę ostatnią warstwę wosku z wosku pszczelego. To trudny proces, bo wosk pszczeli ma wysoką temperaturę topnienia, jednak warto spróbować, bo powierzchnia buta jest zupełnie hydrofobowa. Latem, kiedy bardziej niż na wodoodporności cholewy zależy mi na możliwości odprowadzania potu- cholewę smaruję woskiem „na zimno” przed każdym wyjazdem.
Tak właśnie dbając o buty, woskując je 3-4 do roku, moim han wagom leci już 8 rok i nie zanosi się na zmianę butów.
Gore- tex, czy aby najlepszy w Bieszczady?
No właśnie, więc skąd ten goretex?
Goretex wymyślono dla ludzi, którzy kładą duży nacisk na wagę. Grubą woskowaną skórę zastąpiono cieńkim nubukiem i jeszcze cieńszą teflonową membraną. Wyprodukowany but spełnia swoje zadanie przez krótki okres czasu a potem jest zastąpiony nowym. Himalaiści nie potrzebują buta który im będzie służył 8 czy 10 lat, bo wyprawa na szczyt trwa niecały rok. Potrzebują buta lekkiego- więc mają „gore”. Mało tego, popularna „oddychalność”, to nic innego jak proces ze znany z fizyki „transpiracja”. Jeśli sobie dobrze przypomnieć- transpiracja działa tym lepiej, jeśli istnieje różnica ciśnień potencjalnych. W sytuacji, kiedy masz kurtkę gore-texową zimą, na zewnątrz jest -30 a pod pachą +36 stopni, różnica potencjałów jest i transpiracja zachodzi. Latem, kiedy pod pachą jest 36 stopni a na zewnątrz 20 gore nie zadziała. Podobnie jest z butami. Zakładanie latem butów gore (czy w ogóle „cośtam tex”) to strzał dosłownie w stopę.
Goretex jest świetnym rozwiązaniem handlowym, bo ciężo znaleźć niezadowolonego użytkownika membrany, no bo faktycznie, but nie przecieka, jest cieńki, elastyczny i względnie lekki. Po paru latach membrana kruszeje i klient pamiętając o swoich początkowych doświadczeniach wraca po kolejne papcie.
Proponuję się jednak zastanowić, czy nie lepiej zainwestować w klasyczne obuwnicze krawiectwo i lajsnąć sobie trwały, niezawodny but.